„Przysięgałem sobie, że nigdy nie popełnię jego błędów…” – o DDA w roli Kozła Ofiarnego.

cermakDorosłe Dziecko Alkoholika funkcjonujące w roli Kozła Ofiarnego rzadko trafia do psychoterapeuty, mówiąc, że potrzebuje pomocy, ponieważ „jest DDA”. Jeśli czytaliście wpis na temat innej roli, którą może przyjąć dziecko w rodzinie alkoholowej – Bohatera Rodziny – zapewne pamiętacie, że osoba, która utknęła w tym schemacie często przychodzi do profesjonalisty z podobnymi słowami. A jak spotkanie z psychologiem rozpoczyna ktoś, kto wziął na siebie (ale i został wtłoczony) w rolę Kozła Ofiarnego?

  • „Mam problem alkoholowy.”
  • „Nie mam żadnych problemów, to mój kurator ma problem.”
  • „Trochę za dużo biorę.”
  • „Wie Pani, rodzice mnie przyprowadzili, bo była ostatnio lekka awantura w domu.”
  • „Chyba uzależniłem się od zakładów bukmacherskich.”
  • „Mam problem z agresją, jak mnie ktoś zdenerwuje, to wpadam w dziką furię i się nie kontroluję.”

Zaraz, zaraz – powiecie. Ale gdzie tu „syndrom DDA”? Przecież to są głównie problemy z uzależnieniami i tendencjami do stosowania różnego rodzaju przemocy! Zgadza się. Klient na pierwsze sesje przynosi to, co go zajmuje aktualnie. A moje doświadczenia z pracy psychoterapeutycznej wyraźnie pokazują, że na pierwszym planie u wielu osób, które silnie wrosły w rolę DDA – Kozła Ofiarnego, znajdują się takie tematy jak uzależnienia (bądź zagrożenie uzależnieniem) oraz brak umiejętności radzenia sobie ze złością. Dopiero po jakimś czasie, kiedy zawiązany zostaje sojusz terapeutyczny i wzrasta motywacja do pracy nad sobą, klient zaczyna ujawniać sprawy, których dotychczas nie chciał poruszać bądź zwyczajnie nie wydawały mu się istotne. Często jedną z nich jest nadmierne picie ojca, matki lub obojga rodziców. W takich sytuacjach nierzadko padają zdania: „Nie spodziewałem się, że będę taki jak on.”; „Widzi pani, wygląda na to, że jaki ojciec, taki syn…”, „Przysięgałem sobie, że nigdy nie popełnię jego błędów, no i nie zrobiłem tego… on pił, a ja biorę.” bądź „Ale ja nie jestem taki jak on, on pił codziennie, a ja tylko w weekendy.”, „Ja to chyba jestem gorszy, bo on matki nie bił, a ja…”. Jest to wyraz mieszaniny smutku, złości, rozczarowania i przerażenia związanej z nasuwającą się refleksją, że „podążam drogą uzależnionego rodzica, mimo mojej wściekłości na to, co zrobił mnie i naszej rodzinie”.

Spróbujmy zrozumieć to zjawisko, no bo na logikę „to się nie klei” prawda? Jak to możliwe, że ktoś przyrzeka sobie, że nigdy czegoś nie zrobi, a potem jego wybory i działania do złudzenia przypominają to, czego tak bardzo chciał się wystrzec?

Znana terapeutka Sharon Wegscheider-Cruse zauważa, że rolę Kozła Ofiarnego przyjmuje na siebie najczęściej drugie dziecko w rodzinie. Podczas gdy Bohater Rodziny w pewien sposób „współdziała” z dorosłym partnerem osoby uzależnionej, aby jak najlepiej ukryć to, co się dzieje w domu, równocześnie próbując zasłużyć na akceptację poprzez szeroko pojęte dbanie o wizerunek rodziny na zewnątrz, Kozioł Ofiarny jednoznacznie przeciw temu protestuje. Swoją postawą silnie, ale nie wprost zwraca uwagę otoczenia na rodzinne problemy. Nie dostając wystarczającej akceptacji, wsparcia i miłości ani od jednego ani od drugiego rodzica zaczyna się złościć i buntować. Przejawami tej postawy są, jak się można domyślić, wszystkie działania, które mają za zadanie zwrócenie uwagi opiekunów. A więc obniżenie wyników w nauce, wagary, coraz liczniejsze uwagi od nauczycieli odnośnie niewłaściwego zachowania, wdawanie się w bójki, eksperymentowanie z substancjami odurzającymi. Chcę tutaj zaznaczyć, że w ogromnym zakresie nie są to działania świadome w tym znaczeniu, że dziecko czy nastolatek nie ma pełnego wglądu w motywy swojego postępowania. Koniec końców ten sposób okazuje się nietrafiony, gdyż nie tylko nie prowadzi do zmiany sytuacji rodzinnej i zachowania rodziców, a wręcz daje uzależnionemu opiekunowi sposobność do tworzenia kolejnych wytłumaczeń dlaczego pije. A pije, „bo smarkacz się nie uczy i ciągle sprawia problemy”, pije „przez niego”. Obwiniony o całe rodzinne zło Kozioł Ofiarny (nierzadko również przez współuzależnioną matkę, która często na pewnym poziomie wierzy w tłumaczenia męża) odłącza się od rodziny. Zaczyna poszukiwania miejsca, gdzie będzie mógł zyskać akceptację, której jest tak spragniony, jak również na swój sposób poradzić sobie z ogromnymi pokładami tłumionej złości. Takim miejscem często jest grupa rówieśnicza, której ktoś wyraźnie przewodzi (i można mu zaimponować) bądź taka, która potrzebuje lidera (i można nim zostać, zyskując wreszcie podziw, poczucie wpływu i kontroli nad otoczeniem).

Osoba funkcjonująca w roli Kozła Ofiarnego nie zna konstruktywnych sposobów radzenia sobie ze złością, nikt jej tego nie nauczył. W domu o złości się nie mówiło, a już na pewno nie o jej prawdziwych źródłach. Możliwości wyrażania jej wprost były mocno ograniczone. Dlatego też „Kozioł Ofiarny” jest    chodzącym wulkanem złości, który tylko czeka na okazję do erupcji. Czasami pomaga w tym alkohol bądź narkotyki, innym razem nie potrzebne są żadne używki. Podczas sesji zdarzało mi się usłyszeć zdanie: „Byłem tak wściekły, że musiałem się nachlać, bo inaczej bym kogoś zabił.” To pokazuje rozmiary buzującej bez końca wściekłości. Nie dziwi więc, że dorosłe dziecko alkoholika w tej roli ma spore skłonności do podejmowania zachowań ryzykownych. Często z użyciem fizycznej przemocy, efektem czego są liczne urazy ciała. Regularne „szukanie zaczepki” i wdawanie się w bójki jest tak naprawdę poszukiwaniem sposobów na to, aby „rozprawić się z rodzicem, który skrzywdził”. W tej formie jest to jednak niemożliwe, ponieważ rozładowanie napięcia przynosi ulgę tylko na chwilę, a koszty są zbyt duże.

Jak potężna może być siła mechanizmów obronnych – zaprzeczania i racjonalizacji? W tym wypadku przekonanie – nie jestem taki, jak mój ojciec, czy też – jestem zupełnie inna niż moja matka – prowadzi prosto w sidła prezentowania postaw, które osoba tak potępiała u rodziców. Ciągłe uciekanie od reflektowania tematu relacji z rodzicem spowodowane oczywiście lękiem i wściekłością na niego, wywołuje efekt tłumaczenia sobie każdego własnego zachowania/dokonanego wyboru jako inne, niż to, którego osoba doświadczała w dzieciństwie ze strony opiekuna. Nawet jeśli ta inność miałaby polegać na tym, że:

  • Ojciec na mnie krzyczał, ja tylko mówię podniesionym tonem głosu.
  • Matka piła ciągami, nawet rozcieńczony spirytus, nie wracała na noc do domu. Ja popijam drinki owocowe, no i piję w domu! Jak już wykonam wszystkie obowiązki, a dzieci śpią. No może raz mi się zdarzyło, że…. i wtedy ta Izba…, ale nie jestem taka jak ona.
  • Ojciec chlał na umór, ja jestem abstynentem! W ogóle nie piję alkoholu. Niestety ostatnio trochę wpadłem hazard, ale to co innego, ja się nie zataczam po domu jak on, nie robię awantur!

Czy zatem istnieje jakiś ratunek dla „dorosłego Kozła Ofiarnego”? Odpowiedź jak zwykle brzmi: to zależy. Zwykle od tego na ile człowiek jest w stanie dopuścić myśl, że ma realne problemy, a jego życie nie zmierza w dobrym kierunku. Kolejny warunek to zdolność do wzbudzenia w sobie nadziei, że zmiana jest możliwa. Ważna jest też odwaga do tego, aby sięgnąć po pomoc i choć trochę zaufać drugiemu człowiekowi, w tym wypadku terapeucie. Często trzeba się liczyć z kilkuletnią pracą terapeutyczną, szczególnie jeśli na pierwszy plan wychodzą sprawy związane z nadużywaniem substancji bądź uzależnieniami behawioralnymi. Bez tego pójście dalej i pogłębiona praca w obszarze wątków związanych z syndromem dda często nie jest możliwa. Dla osoby, która przez lata funkcjonowała w roli Kozła Ofiarnego nawiązanie relacji współpracy z terapeutą może nie być łatwe, ponieważ często widzi w nim rodzica, przed którym trzeba się bronić, a najlepszą obroną jest atak. Ale właśnie przebrnięcie przez takie kryzysy i ostateczne pozwolenie sobie na doświadczenie w kontakcie z terapeutą poczucia bezpieczeństwa, szacunku oraz akceptacji dla wszystkiego co się na sesji pojawia, jest zapowiedzią możliwej wewnętrznej przemiany. Ponieważ tylko w takiej sytuacji „dda – Kozioł Ofiarny” może zacząć ściągać zbroję zbudowaną z wrogości do świata (oraz siebie) i odkrywać co kryje się pod ciągle buzującą złością. A tam jest krzywda, lęk i smutek, które domagają się dostrzeżenia, uszanowania i wyrażenia. Skrzywdzone dda musi zacząć czuć, pomieszczać i wyrażać całą gamę emocji. To jedyna droga do prawdziwej wolności od przykrywania i tłumienia wszystkiego furią, wódką czy hazardowym transem.

Osobiście znam wielu klientów, którzy w dzieciństwie zostali wtłoczeni, a później już sami funkcjonowali w roli Kozłów Ofiarnych. Podjęcie terapii było dla nich szansą na nauczenie się bycia w prawdziwej bliskości z drugim człowiekiem bez konieczności ciągłego budowania wokół siebie ogrodzenia z drutu kolczastego i szczerzenia kłów. Są dużo spokojniejsi niż przed terapią, bardziej otwarci na innych, wdzięczni, złagodniały im rysy twarzy, częściej się uśmiechają, a zamiana postawy agresywnej w asertywną bardzo im służy, szczególnie w obszarze rozwoju zawodowego.

PSYCHOTERAPIA DDA

  2 comments for “„Przysięgałem sobie, że nigdy nie popełnię jego błędów…” – o DDA w roli Kozła Ofiarnego.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.