Droga do prawdziwej, głębokiej i trwałej zmiany może być długa i wyboista – niestety w przypadku osób uzależnionych często tak właśnie jest.
Nie jest odkryciem, że uzależnieni zwykle zwracają się o pomoc specjalistyczną bardzo późno – wtedy, kiedy boleśnie odczuwają już straty związane ze swoim nałogiem. Zdarza się, że na początku bardziej niż oni sami dostrzega je rodzina, ponieważ człowiek, który trafia do lekarza bądź terapeuty nadal nie jest gotowy przyznać, że ma już problem. Mimo że wiele faktów z ostatniego okresu życia tej osoby wskazuje na występowanie pełnoobjawowego uzależnienia, ona nie potrafi uwierzyć, że to możliwe. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Zwykle to poczucie wstydu i lęk przed oceną pojawiają się na pierwszym planie. Wiadomo przecież, że alkoholizm, narkomania, zakupoholizm czy patologiczne uprawianie hazardu kojarzy się w naszym społeczeństwie bardzo źle, nikt nie chce być nazywany alkoholikiem. Alkoholik to w opinii wielu ludzi osoba słaba, zdegenerowana, gorsza. Z kolei bycie hazardzistą czy zakupoholikiem to już w ogóle po prostu „nie mieści się w głowie”. No bo o ile można zrozumieć, że picie alkoholu długo przynosi jakieś korzyści (relaks, odwaga, kontakty towarzyskie) i nie jest aż tak kosztowne (pod względem ekonomicznym), żeby rujnowało w ciągu kilku tygodni całe rodziny, to notoryczna hazardowa gra – podczas której ponosi się ogromne straty finansowe, doprowadza do zadłużenia najbliższych sercu ludzi, okrada się pracodawcę, a czasami i własne dziecko z pieniędzy, które dostało na chrzest czy komunię – jest po prostu niezrozumiała. Mało tego – z moich obserwacji wynika, że nierzadko osoby uzależnione od hazardu oceniają jako gorsze te uzależnione od alkoholu. I vice versa! Poza tym utrata kontroli nad własnym zachowaniem, niemożność dotrzymania licznych obietnic dawanych sobie i innym odnośnie ograniczenia picia, grania, kupowania czy przesiadywania w Internecie, w umysłach wielu ludzi świadczy o słabości, a przecież nikt nie chce czuć się słabym. Kto ma ochotę przyznać przed kimkolwiek, że nad sobą nie panuje? To wszystko prowadzi często do długotrwałego przebywania w pierwszym stadium prowadzącym do zmiany – tzw. stadium prekontemplacji, w którym człowiek kategorycznie zaprzecza jakimkolwiek problemom, a próby wymuszenia na nim zmiany zachowania czy podjęcia rozmowy z jakimś specjalistą kończą się zwykle fiaskiem.
Jeśli do takiego spotkania jednak dojdzie istnieje spora szansa, że zapoczątkuje ono etap kontemplacji, czyli rozważań odnośnie tego, czy problem już jest czy nadal go nie ma, a w dalszej kolejności – czy warto coś z nim robić, czy na razie jeszcze się wstrzymać. Inną drogą do osiągnięcia tego etapu jest po prostu dalsze oddawanie się zachowaniom nałogowym, które z czasem stają się tak uporczywe, a ich konsekwencje bywają tak dotkliwe, że już nie sposób ich ignorować. Niestety na etapie kontemplacji sporo ludzi potrafi utknąć nawet na kilka lat. Rozmowa z terapeutą może znacznie przyspieszyć proces wchodzenia na ścieżkę w kierunku zmiany, ale wiadomo, że proces kontemplacji może dotyczyć właśnie tego czy już warto z kimś o tym rozmawiać, czy jeszcze trochę poczekać. Pułapki, w które wiele osób wpada na tym etapie to np. poszukiwanie absolutnej pewności. Chodzi o to, że ludzie zwykle decydują się na sięgnięcie po pomoc, kiedy mają już absolutną pewność, że nie ma innego wyjścia. Jak wiadomo w przypadku uzależnień może to być sytuacja kilkudziesięciotysięcznego zadłużenia bądź rozpadu związku. Inną pułapką, w którą łatwo wpaść jest świadomość tego, że wprowadzenie zmiany będzie wymagało jakichś wyrzeczeń (np. trzeba będzie powstrzymać się od picia, chodzenia do barów z automatami do gry, obstawiania meczy), a przecież dalsze oddawanie się czynności nałogowej nadal jakieś korzyści przynosi i trzeba będzie je poświęcić. Ostatnia pułapka w tym stadium zmiany, o której chcę wspomnieć, to czekanie na magiczny moment – „Jak skończę 50 – tkę i nadal będę tak pił, to wtedy coś z tym zrobię.” „Od Nowego Roku rzucam hazard”. To tylko dwa przykłady magicznych momentów z tysiąca innych podawanych przez osoby, które chciałyby coś zmienić, ale jeszcze się wahają.
Kolejny etap na drodze do wprowadzania zmiany, który następuje po przyjęciu do wiadomości, że problem istnieje oraz po podjęciu decyzji o wprowadzeniu czynności prowadzących do jego rozwiązania („jestem hazardzistą, chcę podjąć terapię”), to przygotowanie do zmiany. Jest to stadium bardzo ważne, którego pominięcie skutkujące natychmiastowym przejściem do stadium działania, może spowodować powrót do nałogowego zachowania i cofnięcie się na drodze do zmiany. Przykładem jest sytuacja, w której ktoś podejmuje leczenie uzależnienia, bo bardzo tego chce, ale nie bierze wystarczająco wcześnie pod uwagę różnych przeszkód, które mogą ją zakłócać (np. nie informuje o tym rodziny i potem musi kłamać odnośnie każdego wyjścia na zajęcia terapeutyczne; zakłada że nie będzie problemu z wcześniejszym opuszczeniem stanowiska pracy, podczas gdy później „trudno się wyrwać”; zwleka z poinformowaniem bliskich, że nie pije, narażając się na ciągłe namowy; wybiera placówkę, w której nie ma terapii weekendowej, podczas gdy takie rozwiązanie byłoby dla niego najlepsze, itp.). Jednym słowem nie przygotowuje gruntu pod uczestnictwo w terapii, co później w chwili kryzysu ma znaczący wpływ na łatwiejsze podjęcie decyzji o przedwczesnym jej przerwaniu.
Jest też trochę pułapek w stadium działania – kiedy to człowiek już coś robi na rzecz zmiany na przykład uczestniczy w terapii. Jedną z nich jest tzw. zmiana na pół gwizdka. Można tutaj przyjąć postawę: „pochodzę trochę na spotkania, a potem się zobaczy” niejako z góry zakładając, że to wystarczy, aby trwale nie wracać do nałogowych zachowań. Inna pułapka, to tzw. mit magicznej różdżki. Jest on związany z nierealistycznym przekonaniem, że istnieje jakaś szybka, prosta skuteczna metoda na wyleczenie z uzależnienia. Wystarczy tylko znaleźć kogoś, kto ją zna. Osoby, które wpadają w tę pułapkę często czują się zawiedzione, że nie ma prostych rozwiązań dla złożonych problemów związanych z zachowaniem. Ostania pułapka na tym etapie to tzw. tania zmiana. Chodzi tutaj o przekonanie, że wystarczy „coś” zrobić, na przykład uczestniczyć w spotkaniach, ale nie ma potrzeby się szczególnie angażować.
Kolejny etap na drodze do zmiany to stadium podtrzymania zmiany, który również wymaga wysiłku, ponieważ często jest związany z dążeniem do osobistego rozwoju. Osoba uzależniona (i nie tylko uzależniona), aby utrzymać wypracowane efekty terapeutyczne nie może osiąść na laurach. Zakończenie terapii nie wiąże się bowiem z zakończeniem pracy nad sobą. Psychoterapia ma między innymi na celu wypracowanie umiejętności samoobserwacji i odkrywania coraz to nowych faktów na swój temat. Pobudza ciekawość siebie i chęć wzbogacania własnego życia poprzez zdobywanie nowych doświadczeń i umiejętności. O procesach, które pojawiają się w stadium podtrzymania zmiany oraz o ostatnim etapie w cyklu zmiany – nawrocie – napiszę w kolejnym poście.
Wpis inspirowany treściami zawartymi w publikacji: Prochaska, Norcross; Zmiana na dobre. oraz na podstawie własnych doświadczeń w pracy z osobami uzależnionymi.